Nowa książka Szymańskiej jest czymś więcej niż zbiorem krótkich, prostym językiem – krystalicznym, oszczędnym, logicznym – zapisanych wierszy, lirycznych scenek, błysków obrazu, epifanii, opowiedzianych bez afektacji. Poetka jest Pogodnym Mistrzem (…) Mówi – patrz, ale nie musisz; idź swoją drogą, ale jeśli jej dotąd nie znalazłeś, naśladuj – może coś dobrego wyniknie z tej przygody poznawczej. Podaje przyjazne recepty do przemyślenia. Gdy się czyta po kolei te nowe, olśniewające wiersze, zauważyć można, że pierwszym ich prawem jest ruch, niepowstrzymana energia, przemieszczanie się w krajobrazie, jakby pozostawanie stale w jednym miejscu czymś zagrażało. Pęd pogoni – pęd ucieczki? Ale przecież – paradoksalnie – istnieje tu tendencja przeciwna: przystańmy, spójrzmy w stronę widnokręgu, czy kogoś tu nie brakuje.

Z posłowia Krzysztofa Lisowskiego

Najnowszy tomik Beaty Szymańskiej można bez przesady określić „złotą godziną” Poetki, apogeum mądrości i poezji. Zachwyca krystaliczna czystość wiersza, skrótowość i precyzja w formułowaniu najtrudniejszych i zarazem najprostszych prawd, umiejętność odkrywania niezwykłości w zwykłości świata. Te wiersze są jak lekcje zachwytu i radości, rozumienia i wyrozumiałości, dystansowania się i wybaczania, spoglądania na życie z gwiezdnej perspektywy, z której człowiek jawi się jak przygodny przechodzień w świecie jarzącym się od różnorakich istnień, istot, zdarzeń, przypadków i konieczności. I to wszystko zamknięte jest w prostej a zarazem wyrafinowanej poetyckiej formie, czerpiącej inspiracje z poezji Wschodu, przekazującej pogodną mądrość życia.
Gabriela Matuszek